Grzegorzek
Zwykła droga do pracy to temat niezbyt chętnie poruszany z wiadomych powodów. Jednak, gdy prowadzi ona przez Park Repecki, sytuacja nieco się zmienia. Odcinek pomiędzy parkingiem a szybem Sylwester to całkiem ciekawy kawałek lasu, który od wielu lat przyciąga zafascynowanych nim spacerowiczów czy miłośników sportu na wolnym powietrzu.
Wprawdzie rachityczny asfalt, wylany na szybko w okolicach 1972 roku, miejscami w zupełności ustąpił już kłębiącej się wokół przyrodzie, to spacer tą trasą od zawsze dostarcza miłych doznań.
Jednak, w moim przypadku, zwykle kończyło się to tylko i wyłącznie na miłych wrażeniach. Las jak to las, piękny, miejscami radosny, czasem posępny, zupełnie inny latem, kiedy gęstnieje i zamienia się w głośny i zielony organizm, nęcący swoim zapachem i spokojem. Czy też zimą, gdy nagle kurczy się, zmienia się w ciche, choć nieco wyliniałe miejsce, gdzie co rusz spotkać można jakby zakłopotaną ludzką obecnością sarnę, bądź śmiesznie wymachujące tylnymi kończynami stadko dzików.
Droga przezeń nastraja do myślenia, jednocześnie jednak pozwala się cieszyć tak bliską, zupełnie na odległość ręki nagle spotkaną przyrodą. I choć wiedziałem, że sporo tu ciekawych roślin, wszak to dawny park w stylu angielskim rodu Henckel – Donnersmarcków, to tak naprawdę zawsze był to dla mnie tylko kawał pięknego lasu z arcyciekawą historią.
Do czasu, gdy nagle ni stąd, ni z owąd pojawił się Grzegorzek.
Wyrósł jakby spod ziemi i poprosił o kawę, „wie pan taką mocną, bo podobno macie taka dobrą w tym nowym budynku”. Gdy spróbował podwójnego espresso, które tak gęste, jak olej, jednocześnie smakowało i gorzko i cudownie słodko, rozwiązał mu się język. Mocząc długie siwe wąsy w kubku, co rusz wyrzucał z siebie kolejne nazwy roślin, na jakie przed chwilą natrafił w lesie.
Czy miał pan, panie Sławku pojęcie, że zaraz po wyjściu z autobusu, w pobliżu przystanku przy GCR, można natknąć się na wspaniałe okazy bluszczyku kurdybanka?
A tuż obok przycumował bodziszek cuchnący, rosnący przy płatach czartawy pospolitej.
I zupełnie nieopodal znajduje całkiem dorodna choina kanadyjska, pod którą rosną piękne okazy kuklika pospolitego.
A przecież w pobliżu jest jeszcze szczaw tępolistny, nerecznica samcza, poziewnik miękkowłosy i jeżyna Bellardiego.
A ten cudowny okaz buka pospolitego - Fagus sylvatica został opanowany przez hubiaka - Fomes fomentarius co niestety znaczy, że drzewo długo nie pociągnie.
No i jest także niecierpek drobnokwiatowy, gajowiec żółty, wiązówka błotna, gwiazdnica wielkokwiatowa... a to wszystko tylko po przejściu pierwszych stu metrów...
Zaroiło się nagle od turystów, wmieszał się w tłum pan Piotr Grzegorzek, zniknął, tak samo jak się pojawił...
Zostawił mi jednak podczas swej wizyty coś drogocennego. Myśl pewną.
Tak naprawdę kreują nas sytuacje i ludzie, których spotykamy. Pozwalają zupełnie inaczej spojrzeć na świat, który wydawać by się mogło, tak dobrze już znamy. Jednocześnie zmieniają diametralnie sposób widzenia, trywialne powiedzenie, że nic nigdy już nie będzie takie samo, staje się faktem.
Idąc teraz swą codzienną drogą do pracy, zauważam więcej, widzę więcej, jestem pod wrażeniem piękna rzeczy, o których nie miałem bladego pojęcia.
Dziękuję Bogu, za piękno każdego metra kwadratowego świata który stworzył, świata, w którym zawsze jest coś do odkrycia.
Ciekawe...
OdpowiedzUsuńPamiętajmy o ogrodach, przecież stamtąd przyszliśmy.
OdpowiedzUsuń