BŁąD w SZTUCE cz.8
BŁąD w SZTUCE cz.8
EKIPA c.d.
Wejście do wymarzonego labiryntu było najzwyklejszym, mocno zakamuflowanym zsypem, prawdopodobnie na węgiel lub drzewo. Jednak jego wąskie rozmiary musiały sprawić trudność nawet tak wychudzonym osobnikom, jak nasza klika.
Przygotowaliśmy nić Ariadny, by nie zgubić się w tajemnych korytarzach. Był to cienki sznurek do snopowiązałki, skradziony z pobliskiego pola. Wprawdzie mieliśmy go całkiem sporo i na wszelki wypadek został przygotowany tak, by tworzyć trzyżyłową linę, jednak jego podstawową wadą była ostrość i chropowatość, przez co strasznie ranił palce. Pierwsze próby spuszczenia się w dół skutkowały pojawieniem się śladów krwi w pobliżu wejścia, a cały gzyms, którego się łapaliśmy, był właściwie nią umazany. Powieszenie się bowiem na rękach na ostrym sznurku powodowało rozcięcia delikatnej skóry, podobne do zjeżdżania po linie, w którą ktoś wkomponował żyletki.
Na pierwszy ogień, jako najmniejszy wzrostem, w dziurze zgłębił się Smyk, później ja i Soballa. Macho stał na czatach przy dziurze, w razie niebezpieczeństwa miał dwa razy mocno szarpnąć sznurkiem. Strażacka Mafia, z racji delikatnie mówiąc, solidniejszych gabarytów, nie mógłby brać bezpośredniego udziału w akcji. Pełnił więc funkcję czujki od strony ulicy i był w stałym kontakcie z Macho, który w razie ewentualnego wypadku, miał też prowadzić akcję ratunkową.
Z racji sporej ilości czasu, jaki upłynął od tego wydarzenia, adrenaliny, jaka w nas wtedy buzowała i emocji, które towarzyszą odkrywcom, wspomnienia zaczynają się w tym momencie lekko zacierać. Bardziej pamiętam zapach, wilgotność powietrza, strukturę ścian, czy rodzaj podłoża, niż dokładną kolejność wypadków, jakie po sobie zaczęły następować.
Zacznijmy jednak od początku.
Klinując się w wąskim kominie, za pomocą stóp i czterech liter, zjeżdżałem, czy raczej zsuwałem się w dół. Gdy wylądowałem na twardym podłożu, kurczowo trzymając się sznurka, poczułem mocny zapach zatęchłej wilgoci pomieszanej z pleśnią i czymś jeszcze. Pamiętał go będę do końca życia, ale chyba nigdy nie zdołam zidentyfikować. Coś pomiędzy na wpół zgniłymi ziemniakami i moczem a kadzidłem, takim z kościoła i zapachem przypraw, który poczułem przez chwilę wiele lat później, będąc na targowisku w Jerozolimie. Miejsce przypominało piwnicę, ale podłoże było zwykłą ziemią, w wielu miejscach przeplataną z wąskimi strużkami piasku.
Piwnica, w punkcie, do którego zeszliśmy, była dość wysoka, jednak pod stopami czuliśmy ze Smykiem, że teren się podwyższa. Musieliśmy poczekać na Soballę i pożyczoną latarkę. Nasze lampki niestety dawały tak mało światła, że widoczność ograniczała się do pół metra. Kolega nasz był nieco bardziej korpulentny, natrafił więc na pewne problemy z przemieszczaniem się w dół. Dopiero po paru minutach operacja zakończyła się powodzeniem. Niestety nawet odpalenie ogromnego strumienia światła, jaki emitowała nowoczesna lampa, nie pozwoliło w pełni rozejrzeć się po pomieszczeniu, w którym się znajdowaliśmy. Przeszkadzały w tym drobiny unoszące się wokół, wzniecane naszymi butami, jak również pył niewiadomego pochodzenia, który zaczynał się unosić w powietrzu, gdy poruszaliśmy pełną piasku glebę.
Po chwili oczy zaczęły się przyzwyczajać do niezbyt korzystnych warunków oświetleniowych, więc nadszedł czas na rozglądanie się po miejscu, w którym wylądowaliśmy.
Była to dość dziwna murowana piwnica, pośrodku której znajdował się wielki kopiec ziemi, zupełnie tu niepasujący. Wyglądało to trochę, jakby wcześniej wykonane pomieszczenie ktoś chciał zasypać, jednak nigdzie w stropie nie potrafiliśmy zlokalizować otworu, którym można byłoby wsypywać tak duże ilości materiału. Trzymając się kurczowo sznurka, zaczęliśmy go powoli rozwijać i trzymając się lewej strony muru, obchodziliśmy dziwny teren. Po kilkunastu metrach natrafiliśmy na zakręt, należało więc zmienić kierunek poruszania się. Droga powoli zaczynała biegnąć lekko w dół.
W tym momencie poczułem dwa mocne szarpnięcia sznurkiem. To sygnał, do natychmiastowej ewakuacji. Po chwili szarpnięcia zaczęły się powtarzać i były coraz bardziej gorączkowe. Macho nie należał do bojaźliwych, muszę więc przyznać, że serca zaczęły nam bić mocniej. Rozpoczęliśmy pośpieszną ewakuację i, mimo że zejście w dół zajęło nam sporo czasu, to powrót okazał się nadzwyczaj krótki. Powiedzenie, że strach dodaje skrzydeł, jest adekwatne do tej sytuacji i choć nie było gdzie tych skrzydeł rozwinąć, uporaliśmy się z kilkumetrowym tunelem w kilkadziesiąt sekund. Soballa wyskoczył pierwszy z wąskiego gardła otworu, po nim ja i Smyku. Choć światło słoneczne nagle nas oślepiło, po paru sekundach mogliśmy rozejrzeć się za resztą ekipy. Dopiero po chwili dojrzeliśmy głowy Macho i Strażackiej Mafii wystające lekko ponad mur. W tym momencie ogłuszył nas warkot silnika, więc odruchowo każdy czmychnął w zarośla, nawet nie sprawdzając co dzieje się dokoła. Parę sekund później, leżąc kilkadziesiąt metrów dalej w głębokich zaroślach, rozpoczęliśmy obserwację. Przez bramę, na teren cmentarza powoli wjeżdżał traktor z przyczepą. Dookoła kręciło się kilku mężczyzn w roboczych ubraniach. Ciągnik manewrował tyłem, a robotnicy pomagali kierowcy przecisnąć się wielkim pojazdem przez wąską bramę. Chyba tylko dzięki temu nas nie zauważyli, mieliśmy więc niesamowite szczęście. Wykorzystując sytuację, chyłkiem przemieściliśmy się w kierunku naszych kolegów, by po chwili znaleźć się bezpiecznie na podwórku. Stamtąd mieliśmy dobry punkt obserwacyjny i miejsce, gdzie można opatrzyć rany, szczególnie te na rękach i kolanach.
Okazało się, że Strażacka Mafia w ostatniej chwili zdążył krzyknąć do Macho, że jakiś pojazd nagle skręca w stronę cmentarza. Dzielny chłopak próbował jeszcze zagadać o coś robotników, gdy otwierali bramę, ale zbyli go z niecierpliwością. W tym samym czasie Macho do ostatnich sekund ciągnął za sznurek, dając nam znać o powadze sytuacji. Zdążył jeszcze zebrać nasze rzeczy i szybko zwiał na bezpieczny teren.
Na zmiany sprawdzaliśmy co dzieje się na cmentarzu, gdy w pewnym momencie Soballa, pełniący akurat wartę, ruchem ręki przywołał całą bandę. Stojąc na starych akumulatorach zgromadzonych pod murem, ostrożnie wystawiając głowy, z przerażeniem obserwowaliśmy zafrasowane twarze robotników. Jeden z nich wyciągał powoli zakrwawiony sznurek z dziury, a reszta obserwowała to z rosnącym zdziwieniem i niedowierzaniem. Do dzisiaj nie mam pojęcia, w jaki sposób wytłumaczyli sobie fakt, że w takim miejscu mógł znaleźć się ten dziwny przedmiot, w dodatku w otoczeniu śladów świeżej krwi.
Po chwili, klnąc i machając rękami z rosnącym zniecierpliwieniem, zaczęli wykonywać swoją pracę. Kosili trawę, wyrywali zarośla i znosili cegły z sypiącego się muru w jedno miejsce. Większe kawałki drewna wrzucali na przyczepę. To samo robili z niektórymi mniejszymi nagrobkami. Po parunastu minutach, kiedy okazało się, że nie skończą tak szybko, postanowiliśmy kontynuować naszą wyprawę za kilka godzin. Umówiliśmy się więc na popołudnie.
Gdy wracamy na miejsce po szesnastej, na miejscu już nie ma nikogo, a brama zamknięta jest na nową kłódkę. Przeskakujemy przez mur i ponownie rozstawiamy czaty. Postanawiamy kontynuować wyprawę bez sznurka, który niestety stał się łupem “wroga”. Jednak jakie jest nasze zdziwienie, gdy dochodzimy do dziury. Okazało się, że robotnicy wrzucili do niej jedną z ciężkich macew. W dodatku zrobili to tak umiejętnie, że schowała się w niej cała i zaklinowała w dziurze, całkowicie uniemożliwiając jakąkolwiek dalszą penetrację podziemi. Nie pozostało nam nic innego jak ze zwieszonymi głowami wracać do domów, odkładając marzenia o zdobywaniu skarbów na inny dzień.
To ciekawe, że będąc dzieckiem, w ogóle nie myśli się o konsekwencjach niektórych zabaw. Dopiero wiele lat później przyszła refleksja i zastanowienie co mogłoby się stać, gdybyśmy na czas nie uciekli z tej piwnicy. Gdyby jednak zsumować ilość zdarzeń, w których młody człowiek w latach dziecięcych mógł stracić zdrowie czy nawet życie, okazuje się, że było tego całkiem sporo. Chociażby ta sytuacja, gdy pewnego razu ukradliśmy klucz z wieży kościoła Piotra i Pawła…
C.D.N.
Jeżeli tekst Ci się podoba, możesz go polubić lub udostępnić dalej😉
Komentarze
Prześlij komentarz