BŁąD w SZTUCE cz.6


 BŁĄD w SZTUCE cz.6

c.d. “Miłość i przemoc”


Początkowe niedowierzanie i zaskoczenie, jakie obserwuję w jej oczach, zmienia się po chwili w niekłamaną radość.


“Sławek!”- krzyczy głośno i z entuzjazmem.  


Przytula mnie najpierw mocno, po czym wskakuje na biodra, oplatając je nogami, ściskając mocno moje pośladki. Kręcimy się tak przez chwilę w miejscu i muszę przyznać, że jest to jak do tej pory, najlepsza chwila w moim życiu. Świat staje w miejscu, ludzie, drzewa, namioty i budynki zmieniają się w bezkształtną kolorową masę, jakby przepuszczoną przez kalejdoskop. Paulina wtula się we mnie, czuję na twarzy jej mokre jeszcze włosy. Pachną szamponem Familijnym, którego woń, przypominająca kwiaty z cmentarza zmieszane z mydłem, w tej chwili wydaje się boską ambrozją. Świeżo wyprana koszulka stapia się z moją przepoconą bluzą. Czuję jej cudownie sprężystą skórę, a twarde niewielkie piersi kłują sterczącymi brodawkami moje ciało, co pewien czas natrafiając na sutki, co wywołuje wręcz elektryzujące wstrząsy w całym tułowiu. Kładzie głowę na moim ramieniu i stoimy tak bez ruchu niczym posąg młodych kochanków, wyrzeźbiony dłutem współczesnego Michaelangela. 


Mimo że chciałbym, by chwila ta trwała w nieskończoność, Paula odrywa się ode mnie i zaczyna gorączkowo wypytywać, skąd właściwie się tutaj wziąłem. Nadal zaskoczony nagłym i gorącym powitaniem, nieskładnie odpowiadam na pytania, plącząc się przy tym niemiłosiernie. Prawdziwy swój cel skrzętnie jednak ukrywam, nie mam teraz ochoty na wyznania. Nogi drżą mi niespokojnie, nie wiem, czy z emocji wywołanych ucieczką przed napastnikami, czy raczej z nieoczekiwanego spotkania. Okazuje się, że przyjechały tu dwa dni temu razem z Asią. Rozbiły się na polu namiotowym, gdzie jest nieco bezpieczniej, a od wczoraj towarzyszy im Jarek, chłopak, którego poznały przy ognisku. Dziewczyny śpią razem w namiocie, a nowy towarzysz rozbił się tuż obok. Idziemy więc w stronę ich obozowiska. Aśka wita mnie serdecznie, lecz nie tak wylewnie, jak Paula. Natomiast Jarek na pierwszy rzut oka nie stwarza dobrego wrażenia. Siedzi przy wejściu do namiotu. Na kolanach ma gitarę i co pewien czas łapie za nią, próbując zagrać jakąś melodię. Po chwili mocniej uderza w struny i zaczyna śpiewać. Oczywiście jest to “Cegła” Dżemu, stąd już wiem skąd moja niechęć. Nie poprawia tego negatywnego wrażenia piskliwy dyszkant, którym nieudolnie intonuje kolejne zwrotki i refren utworu:

 “Czerwony jak cegłaaaa, rooooozgrzany jak pieeeeec…” - w jego wykonaniu brzmi, jakby ktoś piłował tępym brzeszczotem kawałek dwumilimetrowej zardzewiałej blachy. 


Nie mam ochoty wracać na teren plaży przy jeziorze, a w szczególności nie chciałbym spotkać Hipisa, więc z radością przystaję na propozycję dziewczyn, żeby razem coś zjeść. Paprykarz szczeciński, serki topione, dżem truskawkowy i świeże bułki wyjmowane z torby przez gościnne gospodynie, powodują, że przypominam sobie, że od czasu “ślimakowego” wieczoru, miałem w ustach jedynie suchą kajzerkę. Ciekawe, jak w tych czasach człowiek dawał sobie radę, praktycznie bez jedzenia. Spoglądam na niektóre stare zdjęcia i widzę chłopaków wyglądających jak chodzące szkielety, lecz ani razu szelmowski uśmiech nie schodzi im z twarzy. Sucha buła, kwaśna papierówka i herbata to czasem jedyny posiłek na wakacjach, mimo to nikt nie narzekał.

Po krótkiej uczcie siadamy razem pomiędzy namiotami. Jarek załatwił skądś dwie butelki wina Chicago Bulls, więc krążą między nami, pomagając w snuciu przeróżnych opowieści. To czasy, gdy alkohol nie jest ważny, a większości z nas po prostu nie stać na wino, a co dopiero piwo. Wódkę pije się niezmiernie rzadko, utożsamiając ją ze znienawidzonym robotniczo - menelskim elementem, który w dniu wypłaty i przy świętach pokroju Dnia Kobiet, leży zachlany na przystankach i w krzakach. 


Jarek ośmielony winem i przyjęciem na siebie roli gospodarza łapie znów za gitarę i intonuje jedną z piosenek. To “Kombajn Bizon” Wałów Jagiellońskich i powiem wam szczerze, że jest to tak złe i okropne wykonanie, że nawet teraz, po prawie trzydziestu latach słyszę je w głowie piskliwym echem. Nie jest to na pewno przyjemne wspomnienie. Ma to jednak jedną zaletę, bo ze zdziwieniem zauważam, że podoba się Asi. Nie piosenka, a Jarek, więc po pewnym czasie rozmawiają ze sobą, nie zwracając uwagi na resztę towarzystwa.


Ja nadal cielęco zakochany, wpatruję się w Paulinę jak w obrazek, podczas gdy ona, wykorzystując nieuwagę reszty towarzystwa, opróżnia jednym haustem ponad pół butelki wina. Powoli pogrążamy się w rozmowie, nie zauważając nawet, jak okrąża nas ciemność nocy. Zwierza się Paula z różnych rzeczy, znajdując we mnie wdzięcznego słuchacza, który co chwilę wtrąca przeróżne: “uhu”, “yhy”, “hmm” czy inne mądre stwierdzenia. Słucham i wręcz spijam z jej ust każde słowo, chłonąc je i smakując. 

W rzeczywistości nie jestem w stanie nic zrozumieć z tego monologu. Rozprasza mnie blask jej zielonych oczu, lekko zwilżone, pełne usta i ta cudowna grzywka, która teraz w nieładzie, co chwilę zmienia ułożenie, tarmoszona niecierpliwą ręką dziewczyny. Aksamitny tembr jej głosu, cudowny i ciepły lipcowy wieczór, zapach lata, ściętej trawy i pobliskiego jeziora, rozbrzmiewające wokół dźwięki gitar akustycznych i spokojne jeszcze o tej porze leniwe śpiewy powodują, że jest to wieczór zaczarowany. Jeden z tych, które pamięta się do końca życia. 


W pewnym momencie, gdy robi się już dosyć późno, Asia proponuje małe rotacje związane z noclegiem. Chciałaby spać w namiocie Jarka, a mi zostaje nocleg na dworze lub z Paulą w jej namiocie. Nie zdążyłem nawet pomyśleć, co się z tym może wiązać, gdy słyszę głos dziewczyny, która natychmiast zgadza się na drugą opcję. Para Jarek i Aśka znika więc w swoim namiocie, a ja tak naprawdę zaczynam się teraz bać. Niby to nocleg z Ukochaną, spełnienie najskrytszych marzeń, czas letnich uniesień, lecz ja jestem tak szaleńczo pochłonięty miłością, że w głębi duszy czuję się niegodny, tak bezpośrednio postawionej sprawy. Wchodzimy do namiotu, gdzie Paula ma całkiem wygodny dmuchany materac, niestety tak wąski, że mieści się na nim tylko jedna osoba. Ja natomiast mam do dyspozycji jedynie śpiwór, który czasy świetności ma dawno za sobą. Kładziemy się w namiocie, Paulina wtula się we mnie z całych sił, po czym w sekundzie zasypia. 

Czuję się błogo i pewien rodzaj delikatnego uczucia spełnienia rozlewa się po moim ciele. 

Dziewczyna przez sen lekko pochrapuje, z ust śmierdzi jej przetrawionym tanim winem, lecz są to cudowne chwile. Czuję się, jakbym unosił się na puszystym obłoku, a bliskość jej ramion wypełnia mnie przyjemnym mrowieniem. 


Mija jednak godzina, później kolejna i kolejna, a ja nie potrafię zasnąć. Pierwsze odzywają się plecy, które nie przywykły do niewygodnej pozycji i zaczynają pobolewać. Na początku nieśmiało, później jednak rwą coraz silniej. Nie mogę zmienić pozycji w żaden sposób, a twarde podłoże tylko pogarsza sprawę. Nie to jest jednak najgorsze. Wakacyjna dieta, ślimaki i wino zaczynają kumulować się w centralnej części ciała. Czuję wzbierające gazy, najpierw w żołądku, później coraz niżej. Oblewa mnie pot, w namiocie jest bowiem duszno i gorąco. Próbuję zmienić niewygodną pozycję, jednak powoduje to tylko tyle, że Paula przytula się do mnie mocniej. Powietrze przemieszcza się w jelitach, zaciskam więc pośladki z całych sił, jednak w tym momencie dochodzi mocne parcie na pęcherz. Zaczyna się prawdziwy bój, choć z góry wiem, że stoję, czy raczej leżę na straconej pozycji. Sielankowa noc zmienia się w koszmar. Po godzinie mocowania się z własnym organizmem delikatnie wyzwalam się z objęć dziewczyny i bardzo ostrożnie, centymetr po centymetrze ewakuuję się w stronę wyjścia z namiotu, następnie już biegiem w stronę toalet. Siedzę tam długi czas i praktycznie bladym świtem, gdy mrok nocy powoli się kończy, a ranne ptaki nieśmiało rozpoczynają swój koncert, wślizguję się znów do namiotu. Paulina jest odwrócona w drugą stronę, nie mam odwagi wtulić się w jej ciało. Nieśmiało kładę się jak najbliżej i bardzo szybko zasypiam.


Budzę się chwilę po ósmej, gdy słychać pierwsze odgłosy odpalanych silników motorów. To nieodłączny element tego festiwalu. Najczęściej pierwszy odzywa się jakiś zdezelowany Junak, dołączają się po chwili kolejne. Polscy “rockersi” wykopują dziury w piasku pod tylnym kołem, by móc bezkarnie dusić do końca manetkę gazu w swych rozpadających się maszynach. Gdy odpalonych w ten sposób jest kilkadziesiąt silników, hałas jest tak mocny, że nie ma najmniejszej możliwości dłuższej drzemki.

Paulina wstaje również, a ja patrząc na nią, z rosnącym zdziwieniem konstatuję, że zupełnie mi zobojętniała. To nie tak, jak u starotestamentowych Amnona i Tamar, gdzie miłość w sekundzie przeistoczyła się w nienawiść. Po prostu, mimo że nadal spoglądam na nią, podziwiając urodę, to nic do niej nie czuję. Podziwiam jej nieco wymięte poranne oblicze, jednak uniesienia ostatnich dni, stały się dla mnie dalekie jak smak ciasta komunijnego. Miłe wspomnienie i tyle. To ciekawe jak życie człowieka mocno determinują uczucia. To tylko reakcje chemiczne zachodzące w organizmie, a w większości przypadków kreują życie niejednokrotnie na zawsze. 

Rozmawiamy jeszcze długo przy porannej kawie. Gdyby nie odległość, moglibyśmy pewnie zostać najlepszymi przyjaciółmi, gdyż po tej nocy łączy nas jakaś bratersko - siostrzana niewidoczna nić porozumienia. To więź tego typu, że nieraz nie trzeba mówić o pewnych rzeczach, by mieć pewność, że druga osoba nas w pełni rozumie. 


Postanawiam ruszać dalej w poszukiwaniu Jasia, Lubosa i Franka, którzy pewnie dotarli już do Mrągowa. Żegnam Paulinę wylewnie. Wygląda to raczej jak u starego małżeństwa, gdy mąż wyrusza w długą podróż, niż u pary przygodnych znajomych. Nigdy więcej jej już nie spotkałem. 


C.D.N.


Jeżeli tekst Ci się podoba, możesz go polubić lub udostępnić dalej.

Komentarze

  1. Nie wiedziałam, że Pan tak ciekawie opowiada o swoich młodzieńczych przeżyciach....
    dowiedziałam się dzisiaj
    .....
    niestety już nigdy tego Panu nie będę mogła powiedzieć......straszne
    Zostało mi tylko nasze wspólne zdjęcie z Barbórka latem 2024....

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

BŁąD w SZTUCE cz.9

Szkocka odmiana