Spacer

...nie namyślając się zbyt długo, wychodzę na zewnątrz. Po drodze bezwiednym ruchem zabieram ze stołu śrubokręt, który chowam do kieszeni. Na podwórku nie ma nikogo, wychodzę więc na chodnik i idę w stronę miasta. Uwielbiam rynek o tej porze, więc przysiadam się na chwilę do leciwej damy karmiącej gołębie. Obserwując samochody dostawcze i młodzież podążającą niespiesznie do szkół, dotykam palcami swoich oczu. Palce zagłębiające się w lata zmarszczek odnajdują powoli drogę do powiek. Ślamazarnie rozcieram te miejsca, które w lustrze przypominają o upływającym bezlitośnie czasie. Acqua alta mojego miasta, turyści i ludzie sprzątający po nich resztki, przyjeżdżający po to, by po chwili wyjechać. Chłonąc zapachy, delektuję się porankiem, jego urokliwą ulotnością, którą tak rzadko oglądam o tej porze. To miasto, pachnące wczorajszym dniem, wciąż pociąga, jednocześnie odpychając. Wstaję z niewygodnej ławki i podążam powoli w kierunku Krakowskiej. Tysiące wspomnień związanych z tą...